Queensferry. Tu można się zaszyć nie tylko pod mostem
To zaledwie skok od Edynburga. Małe, kolorowe miasteczko przyklejone do zatoki. Obok jest najsłynniejszy most Szkocji.
Zwykle jadę tam od strony Edynburga. Autobus nagle zjeżdża z autostrady prowadzącej do Glasgow w boczną drogę i niewielki lasek. Później sunie wiaduktem nad autostradą. Pojawiają się pola. Na polach czasem pasą się szkockie rude krowy, bo to głównie łąki. Ale już po chwili kierowca znów skręca w lewo i nagle zza drzew pojawia się on. Most. Jest naprawdę wielki. Nieco dalej swoje przęsła rozpinają jeszcze dwa inne mosty. Znaczy, że zbliżamy się do Queensferry.
Oficjalna nazwa to South Queensferry, bo po drugiej stronie zatoki leży jeszcze North Queensferry, ale nikt nie zawraca sobie tym głowy. Wszyscy i tak mówią po prostu Queensferry albo jeszcze krócej "The Ferry". Nadmorska mieścina, ale jaka urocza.
Złośliwi mogliby powiedzieć, że to w zasadzie jedna ulica do przejścia. To oczywiście nieprawa, ale i tak ta jedna ulica wystarczy, aby wracać tu co jakiś czas. No i na końcu tej ulicy stoi on. Most. Z ulicy widać już, że nie jest wielki. Jest ogromny. Ale zanim się do niego dotrze, nie sposób minąć Queensferry obojętnie.
Wyskakuję z autobusy i już mnie cieszą te niewielkie kamieniczki na ludzką skalę. I zaraz jest stary kościół - Priory Church. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś do niego wchodził lub wychodził, nawet w niedziele, ale tu nikogo to nie dziwi. W Szkocji nieczynnych kościołów jest cała masa. Zaraz za knajpą Queen's Spice zaczyna się High Street. Wcale nie jest wysoka, ale na Wyspach główne ulice często nazywają się High, bo są główne. Na prawo lepiej w tym momencie nie patrzeć, bo w latach 80-tych postawiono u wylotu ulicy paskudny budynek mieszkalny z płaskim dachem. Nieforemny, dwupiętrowy blok, którego jedynym wyróżnikiem jest szpetota. Zupełnie nie pasuje do okolicy, do Queensferry, ani do Szkocji. Równie dobrze mógłby stać w... białoruskim Mińsku. Kontrast do tej brzydoty stanowi miejski ratusz z dominującą nad okolicą białą wieżą - Jubilee Clock Tower.
Później mija się kolejne puby, bary, sklepy z pamiątkami. Aż tu nagle pomiędzy domami z lewej natrafia się na mały skwer i przed oczami znów go widać. Most. Oczu nie sposób od niego oderwać. Potężne przęsła i filary. I jest cały czerwony, a czerwień tym intensywniejsza, bo musi walczyć z błękitem nieba, lazurem zatoki i zielenią przeciwległego brzegu. Na skwerze stoją dwie ławki, na których pary (i nie tylko) robią sobie pamiątkowe zdęcia. Po środku jest stylowa uliczna latarnia, więc jest so romantic. Wielki most, morze, ławka i latarnia uliczna. Zza placów wciąż ktoś robi milionowe zdjęcie. Jeszcze jedno spojrzenie i idę dalej.
A dalej stoi cel moich wszystkich podróży do Queensferry. Forth Bridge. Jeden z najpiękniejszych mostów na świecie. Tak uważam. Oddano go do użytku 4 marca 1890 roku. Oficjalnego otwarcia dokonał ówczesny książę Walii Edward, czyli późniejszy król Edward VII. Nazwano go The Forth Rail Bridge, ale od początku wszyscy mówili Forth Bridge. A to z tej przyczyny, że jego niezwykła konstrukcja rozciąga się nad zatoką o tej właśnie nazwie i przebiega pomiędzy dwiema miejscowościami – South Queensferry i North Queensferry, a tak naprawdę łączy Szkocję południową z jej górzystą częścią – Highlands. W chwili, gdy most uzyskał swój ostateczny kształt uważano go za ósmy cud świata, a jego pomysłową konstrukcję porównywano do paryskiej Wieży Eiffla. Co jest akurat uzasadnione, bo w obu budowlach wykorzystano tę samą myśl inżynierską – stalową konstrukcję kratową. Most zaprojektowali sir John Fowler i sir Benjamin Baker.
Budowę rozpoczęto w 1883 roku. Most składa się z trzech oddzielnych wsporników w kształcie rombu, choć mnie przywodzą na myśl wymarłe przed milionami lat diplodoki. Do tego 15 wsporników ustawionych bliżej lądu. Gdy te stanęły, połączono je ze sobą długimi na 106 metrów przęsłami, związanymi z główną konstrukcją ogromnymi sworzniami. Do ich połączenia wykorzystano ponad 54 tys. ton stali i 6,5 mln nitów.
Każdy z trzech najbardziej charakterystycznych i największych wsporników ma 110 metrów wysokości. Rozpiętość pomiędzy nimi wynosi 521 metrów. Długość mostu to nieco ponad 2438 metrów. Pociągi przejeżdżają nad zatoką na wysokości 48 metrów.
W ciągu siedmiu lat budowy zatrudnionych było 4 tys. ludzi, z których co najmniej 57 zginęło w wypadkach (niektórzy uważają, że liczba ta była bliższa 80). Kolejnych 8 osób udało się uratować dzięki łodziom ustawionym w zatoce.
Całkowity koszt budowy wyniósł astronomiczną wówczas sumę 3,2 mln funtów.
Forth Bridge do dziś pozostaje jedną z najbardziej charakterystycznych konstrukcji na świecie. W 2015 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Ale co tam UNESCO. Właśnie opieram się o jeden z filarów. Na plecach czuję chłód kamieni i myślę o ludziach, którzy ponad 150 lat temu kładli te zimne bloki jeden na drugi aż do 110 metrów nad ziemię. Ogarnia mnie przerażenie, gdy wyobrażam sobie siebie przy tej pracy. Ile sił, poświęcenia, zdrowia musiało to kosztować każdego z tych mężczyzn. A ci, którzy przy budowie zginęli...
Jeszcze raz dotykam zimnych kamieni, na których oparty jest Most. Patrzę na przepływający akurat pod nim statek. Nade mną akurat przejeżdża kolejny pociąg. Może jedzie do Aberdeen albo jeszcze dalej do Inverness. Słyszę stukot kół. 50 metrów nade mną siedzą ludzie i na pewno podziwiają zatokę. Patrzą w prawo, a później w lewo. Ja zawsze tak robię.
No więc czasami wskakuję do byle jakiego pociągi i jadę. Już samo zbliżanie się do Mostu ekscytuje. Nieważne, że jechałem już tyle razy. Wrażenie zawsze jest takie samo. Przez chwilę jedzie się między drzewami i nagle słychać zmianę stukotu kół. Znaczy wjechaliśmy. I już po chwili widać po lewej Queensferry niemal z lotu ptaka. Maleńkie domki, wieżę ratusza, nabrzeże, ciągnącą się do miasta Newhalls Road, a tuż pode mną jest przystań dla łodzi. W oddali błyszczy zielenią północny brzeg zatoki i port wojenny w Rosyth. Z pociągu nie jest łatwo dostrzec zacumowane tam wojenne okręty. Widok zasłaniają dwa mosty: ten bliżej to Forth Road Bridge, a zaraz za nim dwa wielkie pylony Queensferry Crossing. Po obu suną małe i duże pojazdy. To wszystko jadąc od strony Edynburga widać po lewej. Ale ja polecam usiąść po prawej. Tam zatoka rozlewa się szeroko i daleko, daleko widać już wody Morza Północnego. A stamtąd płyną statki, okręty i całkiem małe żaglówki. Słońce świeci od zachodu, morze jest na wschodzie. Zatoka lśni. Jest zjawiskowo.
Ale teraz wracam na High Street. Zanim wejdę pomiędzy budynki jeszcze raz odwracam się i patrzę na Most. Trudno oderwać od niego oczy, ale przecież na pewno tu wrócę, więc nie ma co się roztkliwiać. No, może odrobinę trzeba.
Wracając, jeszcze na moment skręcam na jedno z kamiennych nabrzeży. Patrzę na drugi brzeg zatoki i zastanawiam się, ile trudu i niepewności musiała kiedyś, przed wiekami, stanowić przeprawa przez wydawałoby się nie tak szeroką zatokę. A jednak była ona granicę trudną do przebycia, zarówno dla mieszkańców tych ziem, kupców, ale też wrogich wojsk, dla których była często zaporą nie do pokonania. Dziś wsiadamy do pociągu, autobusu, czy samochodu i nawet się nad tym nie zastanawiamy. Po prostu jedziemy i po chwili jesteśmy na drugim brzegu.
A przecież niegdyś bez łodzi nie dało się tej wody sforsować. Regularne przeprawy przez Firth of Forth zarządziła już w XI wieku królowa Szkocji Małgorzata. I tak było aż do 1964 roku, gdy przez zatokę przerzucono drugi most - Forth Road Bridge. Od tego roku z Queensferry na północny brzeg można już było przejechać nie tylko pociągiem, ale i samochodem. Królowa Małgorzata ma dla Queensferry zasadnicze znaczenie. To od niej miasto bierze swoją nazwę. Królowa i łódź znajdują się w herbie miasta.
Dziś już promów nie ma. W 2017 roku do użytku oddano trzeci most - Queensferry Crossing. Dzięki temu, aby przebyć zatokę można sobie wybrać i most i środek transportu. Queensferry Crossing poruszają się samochody osobowe i autobusy, przez Forth Road Bridge jeżdżą ciężarówki. Tylko najstarszy Most niezmiennie dźwiga pociągi. Pytanie, który z mostów wybrać jest dla mnie wyłącznie retoryczne. Oczywiście Most. Ten, dla którego do Queensferry przyjeżdżają pary robiące sobie na jego tle romantyczne zdjęcia. Ten, który co roku do Queensferry przyciąga dziesiątki tysięcy turystów. Który regularnie przyciąga mnie. Forth Bridge. Po prostu Most.