Katedra w St Andrews: piękne ruiny największego kościoła Szkocji
Widać ją już z daleka, zarówno od morza, jak i idąc jedną z trzech głównych ulic miasta. Kamienna ściana z dwiema wieżyczkami wznosi się na ponad 30 metrów.
Widać je już z daleka, zarówno od morza, jak i idąc jedną z trzech głównych ulic miasta: North Street, South Street, czy Market Street. Kamienna ściana z dwiema wieżyczkami wznosi się na ponad 30 metrów. Kiedyś znajdowała się tuż za prezbiterium, dziś stanowi namacalny dowód, że była częścią ogromnej budowli. Największej świątyni w historii Szkocji.
Na jej drugim, wschodnim krańcu, zachowały się resztki głównego wejścia. Od nich ku zachodowi biegnie jedyna zachowana jako tako ściana z łukowato zakończonymi oknami. Jest jeszcze jedna, najlepiej zachowana wieża, ale to pozostałości innego, nieco starszego kościoła.
Reszta to ledwo wystające z ziemi podstawy stojącego tu niegdyś lasu kolumn, pozostałości posadzki, schody prowadzące do dawnego ołtarza. Tam, gdzie nie widać kamieni, rośnie starannie przycięta trawa. Ona tu zresztą dominuje. No i osadzone w niej tablice nagrobne. Są ich dziesiątki. Pochowano pod nimi dawnych mieszkańców St Andrews, którzy na miejsce wiecznego spoczynku wybrali sąsiedztwo ruin katedry.
O jej wielkości zadecydować mogły trzy rzeczy. Pierwsza to wczesne pojawienie się chrześcijaństwa na ziemiach szkockich – początki mówią o czasach Imperium Rzymskiego, choć rozpowszechniło się kilka wieków później. Druga przyczyna to ambicje panujących tu biskupów. Trzecią był dostatek budulca, głównie piaskowca.
Pierwsze wzmianki o chrześcijańskiej społeczności na terenie dzisiejszego St Andrews pojawiły się w pierwszej połowie VIII wieku. Osada, która później stała się miastem nie nazywała się jeszcze St Andrews, tylko Kinrimund lub Cennrígmonaid. W połowie tegoż stulecia miały zostać tu przywiezione relikwie św. Andrzeja, który później został patronem całej Szkocji. Istnieje alternatywna i bardziej przygodowa historia, że to święty Rule (znany również jako święty Regulus) przywiózł tutaj kilka kości świętego Andrzeja łodzią już w 347 roku, po tym jak wypłynął z Patras w Grecji i ostatecznie przeżył katastrofę statku w pobliżu miejsca, gdzie dziś znajduje się port. Niezależnie jak było, relikwie świętego Andrzeja sprawiły, że zaczęli do nich przybywać pielgrzymi. Dzięki temu osada zrobiła się ważna i zaczęła się bogacić, jednocześnie stając się głównym ośrodkiem chrześcijaństwa w Szkocji.
Relikwie św. Andrzeja początkowo przechowywano w pochodzącym z początków XI wieku kościele św. Regulusa, z którego do dziś przetrwała wysoka na 33 metry wieża. Stanowi ona idealny punkt widokowy zarówno na miasto, jak i na Morze Północne.
Ale że kult św. Andrzeja przyciągał coraz większe rzesze wiernych, w 1158 roku biskup Arnold przy wsparciu króla Szkocji Malcolma IV podjął decyzję o budowie nowej świątyni - katedry. Miała być wielka i wspaniała. I taka się stała, ale nie od razu. Swój ostateczny kształt uzyskała dopiero po 150 latach.
Została zbudowana ma planie krzyża łacińskiego. Jej boczne skrzydła rozpościerały się na 19,2 metra. Miała być długa na niebotyczne w tamtych czasach 140 metrów. Swoją wielkością miała dorównywać największym katedrom Anglii, jak tym w Yorku czy w Durham.
Katedra od początku nie miała jednak szczęścia. Krótko po tym jak ukończono budowę głównej nawy, jej zachodnia część zawaliła się podczas potężnej wichury w 1270 roku. Katedrę odbudowano, ale skrócono ją od zachodu i jej znana dziś długość to 109 metrów.
Ostatecznie powstała świątynia trójnawowa. Czas budowy sprawił, że mieszały się w niej wpływy architektury romańskiej i gotyku. Dlatego jedne okna są półkoliste, inne zamknięte łukiem.
W 1378 roku w katedrze wybuchł pożar. Zniszczone wówczas fragmenty przebudowano w dominującym już wtedy stylu gotyckim. Na wysokości kilku metrów wybudowano korytarze tworzące rodzaj galerii, którymi można było przejść wzdłuż całej katedry.
Świątynię zdobiły malowidła, rzeźby, ale też drewniane elementy przedzielające ją na kilka części. Tylko jedna z nich, ta najbliższa głównego wejścia, dostępna była dla ludzi świeckich. Reszta, bliżej ołtarza i relikwii św. Andrzeja, zarezerwowana była tylko dla duchowieństwa.
Dla sprowadzonych już wcześniej do St Andrews augustianów wybudowano otaczające katedrę zabudowania klasztorne. Do dziś pozostały z nich jedynie pozostałości przyziemi. Wszystko otoczono murami obronnymi, bo czasy były niespokojne. Dziś to najlepiej zachowane, najbardziej kompletne mury obronne w Szkocji. Z istniejących niegdyś 16 baszt, zachowało się 13.
Katedra w St Andrews pewnie do dziś zdumiewałaby swoją wielkością i zachwycała detalami architektury, gdyby nie Reformacja. Miała ona bowiem w Szkocji dość burzliwy przebieg.
11 czerwca 1559 roku John Knox, wykształcony na miejscowym uniwersytecie były duchowny katolicki, który kilkanaście lat wcześniej przeszedł na protestantyzm, wygłosił w kościele parafialnym w St Andrews płomienne kazanie potępiające katolicyzm i wszystko, co się z nim kojarzyło. Podburzeni nim wierni natychmiast udali się do katedry i zaczęli niszczyć jej wspaniałe wyposażenie. Zagładzie miało ulec wszystko powiązane z „papizmem”. Grabiono i niszczono tak zapiekle, że w kilka dni z dawnego blasku katedry niewiele zostało. 14 czerwca katedra i klasztor przestały funkcjonować. Zakonnicy zostali przepędzeni.
W następnych dziesięcioleciach trwała debata na temat przywrócenia tej największej ze szkockich katedr funkcji sakralnych, ale pod koniec XVII wieku główną jej rolą stało się dostarczanie materiału budowlanego na budowę domów w St Andrews. Katedra została po prostu kamień po kamieniu rozebrana, a wiele do dziś stojących w mieście budynków powstało z rozbiórki świątyni.
Dziś katedra w St Andrews to jedne z najbardziej malowniczych ruin Szkocji. Ich częścią są nie tylko resztki murów, ale i groby odkopane pod podłogą kapitularza. Nie, nie ma w nich już zwłok, więc nikt się nie przerazi.
W podziemiach dawnego refektarza urządzono St Andrews Cathedral Museum, w którym można podziwiać kunszt pracujących tu w dawnych wiekach kamieniarzy i rzeźbiarzy. Niektóre z rzeźb pochodzą nawet z czasów Piktów, czyli przodków dzisiejszych Szkotów, gdy o chrześcijaństwie mało kto jeszcze na tych ziemiach słyszał.
Wśród otaczających katedrę nagrobków można odnaleźć i te należące do dwóch słynnych szkockich golfistów, dwóch Tomów Morrisów – ojca i syna. To akurat nie powinno dziwić, bo St Andrews to w końcu światowa stolica golfa.
A gdy już nasycimy wyobraźnią minioną wspaniałością katedry, to można pójść zobaczyć inne ruiny - stojącego na skalistym urwisku zamku. Albo podziwiać budynki tutejszego uniwersytetu, gdzie studiowali aktualni książę i księżna Walii, czyli William i Kate. Można też pójść nad brzeg morza. Od tej strony ruiny starej katedry wyglądają równie imponująco. Tylko szkoda, że nie można jej podziwiać z czasów, gdy była największą świątynią Szkocji.