Edinburgh Waverley: dworzec kolejowy inny niż wszystkie
To stąd wyruszam, aby poznawać Szkocję i resztę Brytanii. Zacny, stary budynek dworca przyciąga mnie nawet wtedy, gdy nigdzie nie mam zamiaru jechać.
Platform 6, for the 13:00 LNER Azuma service to London Kings Cross - słychać z głośników przyjemny, kobiecy głos. Po chwili ten sam głos podaje stacje, na których pociąg będzie się zatrzymywał: Berwick-upon-Tweed, Newcastle, Darlington, York, Doncaster, Retford, Peterborough and London Kings Cross. Stoję na peronie dziesiątym. Jest 12:58. Od peronu szóstego dzieli mnie jakieś 50 metrów, w tym kilka innych peronów i torów, na których stoją pociągi. Aby dostać się na szósty musiałbym pędzić schodami na kładkę rozwieszoną nad torami i halą główną dworca. Później zbiec schodami na peron szósty. O biegu nie ma mowy, bo o tej porze na dworcu są setki ludzi. Nie wszyscy się spieszą, a więc idących trzeba by po kolei przepraszać i truchtać slalomem. Nie ma szans. Pociąg odjechał. Ale wcale nie rozpaczam, bo i tak nie miałem zamiaru jechać dziś do Londynu. Donikąd nie miałem jechać.
Na tym dworcu często jestem tylko po to, aby posłuchać miłej pani zapowiadającej kolejne pociągi: Do Perth o 13:56, do Bristolu o 14:08, do Aberdeen o 14:33, do London Euston o 14:51, albo ten do Dunfermline o 16:00. Nie to, że się zadurzyłem w jej głosie i wzdycham tęsknie do rozwieszonych wysoko głośników. Ja po prostu lubię Edinburgh Waverley. To mój ulubiony dworzec w Szkocji, w Brytanii, na świecie. Wiem, brzmi szczeniacko, ale to prawda.
Podróże koleją zawsze mnie pociągały ;-) Stukot kół sunących po torach, to, że inaczej niż w samolocie czy autobusie, w pociągu nie trzeba cały czas siedzieć, ale w każdej chwili można się przejść wzdłuż całego składu, rozprostować kości. Można bez skrępowania wejść do toalety, a w dodatku wybrać którąś z kilku. W samolocie są zazwyczaj tylko dwie i jak się do którejś czeka, to wszyscy to widzę i jest jakoś dziwnie. W autobusach toalet nieraz nie ma w ogóle. Ale przecież nie to jest najważniejsze. Ważne są widoki za oknem i to że nie trzeba się skupiać na prowadzeniu pociągu, bo przecież tam z przodu siedzi z pewnością doświadczony maszynista. Jest bezpiecznie i jest podróż. Mija się kolejne dworce, stacje. Można porównać, docenić pomysłowość architektów, kunszt inżynierów i tych, co te dworce budowali. A że w Brytanii dworców są setki, a stacji kolejowych tysiące, to tym bardziej mnie kusi. I żeby tylko bilety były tańsze, to byłbym w siódmym niebie. Są niestety cholernie drogie, najdroższe w Europie, ale i tak jeżdżę.
Na Edinburgh Waverley najczęściej schodzę do od strony Waverley Steps, czyli od Princes Street, najważniejszej ulicy Edynburga. Można też zejść od strony Waverley Bridge, albo od Market Street. Czasem schodzę też od Calton Road. Też schodami i też zawsze w dół. Bo żeby się dostać na Edinburgh Waverley trzeba zejść w dół. W zasadzie to na samo dno, bo dworzec zbudowano na dnie jeziora osuszonego na początku w XIX wieku. Ale to nie wszystko.
Nad iloma dworcami zwisa wielki, kamienny most? Nad Edinburgh Waverley swoje przęsła rozpościera potężny North Bridge. Choć wielu stojących na peronach pasażerów nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Most zbudowano wcześniej niż dworzec, a sztuką było połączenie dwóch projektów, które wydawać by się mogły nie do połączenia. W Edynburgu to się udało.
Obecny stalowy most zbudowano w latach 1894–1897. Ale przed nim stał starszy z XVIII wieku. Rozebrano go jednak, bo szybko rozwijający się w XIX wieku Edynburg potrzebował większej przeprawy łączącej Stare i Nowe Miasto (Old Town i New Town). Potrzebował też miejsca pod tory kolejowe, a potężne, kamienne dźwigary starego mostu uniemożliwiały ich położenie.
Pierwsza stacja kolejowa w Edynburgu o nazwie North Bridge została otwarta 22 czerwca 1846 roku. Nazwę Waverley nadano dworcowi około 1854 roku na cześć powieści "Waverley" autorstwa Sir Waltera Scotta. Dworzec zbudowano pod środkowym przęsłem mostu. Ale podobnie jak most, pierwszy dworzec rozebrano, a na jego miejsce powstała nowa budowla. Pod koniec XIX wieku stację rozbudowano. Centralna hala z kasami biletowymi znalazła się na zachód od północnego filaru mostu, sprytnie ukryta w jego potężnej bryle. W 1897 r. na jej główną częścią powstała imponująca szklana kopuła. Zadaszono też perony. Całości nadano imponujący wiktoriański charakter. Każdy filar, kamienne detale, schody zostały wykonane z niebywałą starannością. Od tego czasu Waverley jest w ciągłym użyciu. I wciąż zachwyca. Do tego stopnia, że ciągle tu wpadam. Dosłownie. I dworzec wciąż odkrywa przede mną swoje tajemnice, zakamarki. Mimo że to drugi najbardziej ruchliwy dworzec w Szkocji, po Glasgow Central, to są tu miejsca, w których można przysiąść na ławce i poczytać książkę lub poszperać w necie. Na dworcu stoją wielkie donice z dorodną roślinnością. Można się za nimi schować. Są chwile, choć rzadkie, gdy na Waverley bywa kameralnie. Wtedy da się przeczytać cały rozdział.
Na tym dworcu lubię spędzać czas i wyruszać w nowe wyprawy. Raz na zachód, w kierunku Glasgow i w Highlandy, innym razem na wschód, do North Berwick i na południe: do szkockich Borders i dalej do Anglii.
Właśnie miły głos zapowiada kolejny pociąg do Londynu. Stacja końcowa Kings Cross. Ja nie jadę. Idę w kierunku mostu, który też nazywa się Waverley. Wspinam się pod górę, bo z dworca Waverley nie da się inaczej wyjść. Trzeba pod górę. A jak już wyjdę, to na wprost zobaczę drzewa Princes Street Gardens, na prawo samą Princes Street z jej wysokimi kamienicami i masą sklepów. Po lewej jest Old Twon, dalej wysoka skała, a na jej szczycie stoi zamek. Gdy się jedzie na zachód, to po minucie pociąg jedzie tuż przy skale, niemal się o nią ociera, a później w nią wjeżdża i sunie przed siebie w ciemności. Chyba muszę kupić bilet, żeby znów przejechać pod skałą, pod zamkiem, a później wrócić na Edinburgh Waverley, przejść peronem, obok dworca ukrytego pod mostem i może tym razem wjechać do góry schodami ruchomymi.