Co Szkot nosi pod kiltem? I inne dziwne pytania
Kilt to bardzo męska, szkocka rzecz. Klanowa i narodowa duma wszystkich Szkotów. Dobry kilt musi być z tartanu i nieważne, czy cokolwiek się pod nim nosi.
Nigdy nie zapomnę tego pierwszego razu. To był wietrzny grudzień 2016 roku. Sobota. Tego wieczoru włożyłem swój pierwszy (wypożyczony) kilt. Poszliśmy na cèilidh. Do bólu szkocką imprezę z tańcami i sporą ilością whisky. Na początku był śmiech i zabawa. Skończyło się dreszczowcem/horrorem. Dreszcze były prawdziwe. W rolach głównych wystąpili kilt i wiatr. Ja byłem tylko podpitym statystą udającym Szkota. To byłby niemal pornograficzny horror. Ale po kolei.
Szkocja słynie z wielu atrakcji. Wśród nich jest sama Szkocja i cała jej historia. Jest Makbet, William Wallace, Maria Stuart, Bonnie Prince Charlie, a nawet Sean Connery, czyli najsłynniejszy James Bond. Są wspaniałe zamki, góry, rude krowy, rudzi Szkoci, dudy i hektolitry tej prawdziwej, czyli szkockiej whisky. Jest też kilt.
Mylą się jednak ci, którzy myślą, że w Szkocji na każdym rogu można spotkać Szkota w kraciastym kilcie. Może jeszcze do tego grającego na dudach?! Nie można. Chyba że jako atrakcję dla turystów. Są jednak dni, gdy Szkoci chętnie wylegają na ulice, ukazując mniej lub bardziej umięśnione łydki. Czasem, gdy mocniej zawieje (a wieje często i mocno), to nawet pokażą się uda. Ale do włożenia kiltu musi być okazja. Gdy jej nie ma, to cała męska populacja Szkocji chodzi w nudnych spodniach.
Okazją do włożenia kiltu może być wesele, pogrzeb, ważna rocznica lub inna uroczystość. Może być mecz baseballu lub futbolu. Może być w końcu cèilidh, gdzie trzeba się wykazać znajomością kroków wielu szkockich tańców. A w Szkocji tańce są żywiołowe. Wiruje się, podskakuje, obraca i znów wiruje. Wtedy i damskie sukienki i kilty panów wirują i falują razem z tancerzami. Wtedy kilty unoszą się wysoko, wysoko i...
Co to jest ten kilt?
Na pewno nie jest to spódnica w kratkę noszona przez mężczyzn, jak widzą kilt ci złośliwcy, którzy o Szkocji nie wiedzą nic, a to, co już wiedzą czerpią z popkultury i to tej z niższych półek. Prawdziwy kilt musi być uszyty z tartanu. Tartan natomiast to wełniany materiał utkany w różnokolorową kratę. Kilt w talii podtrzymuje skórzany pasek i powinien kończyć się tuż nad kolanami. Kilt jest zawsze plisowany z tyłu. Z przodu zaś ma rodzaj fartucha. Większość tradycyjnych kiltów jest wykonana z 8 lub więcej jardów tartanu. Te kupowane w sklepach mają nie więcej niż 5 jardów. Jeden jard to około 0,9 metra.
Kilt można nosić z różnymi akcesoriami. Najbardziej charakterystyczny jest oczywiście noszony w strategicznym miejscu sporran. To gaelickie słowo oznaczające sakiewkę i nią w istocie jest. Do tego szpilka/agrawka, która obowiązkowo powinna być przypięta nad prawym kolanem. Każda taka szpila jest inna. To często wykonywane na specjalne zamówienie małe działo sztuki zawierające charakterystyczne dla Szkocji elementy, jak oset, poroże jelenia, czy szkockiego herbowego lwa. Inne nawiązują do jeszcze celtyckich wzorów.
Do tego konieczne są skarpety do kolan, czasem noszone z kolorowymi podwiązkami. Ghillie brogues to czarne skórzane buty ze sznurowadłami tak długimi, że wiąże się je nad kostkami. Elegancki Szkot nosi białą koszulą z muszką lub krawatem, a na to narzuca kamizelkę i marynarkę. Niektórzy za jedną ze skarpet wsuwają małe sztylety, ale to już super tradycjonaliści lub przedstawiciele rodów, którzy takie sztylety dziedziczą z pokolenia na pokolenie. A rodów i klanów, w tym tych arystokratycznych, jest w Szkocji całkiem sporo.
Byle jaki kilt, nawet niekoniecznie wełniany, może nosić każdy. Za to spora populacja Szkotów doskonale wie, jaki wzór tartanu powinien mieć ich kilt. Wzorów tartanu jest około 7000, a każdego roku powstaje około 150 nowych wzorów. Wszystkie zarejestrowane są w Scottish Register of Tartans. Najbardziej znanym wzorem tartanu jest prawdopodobnie Royal Stewart Tartan, kojarzony z brytyjską rodziną królewską i charakteryzujący się odważnym czerwono-zielonym wzorem w kratę. Aha. Samo słowo „kilt” pochodzi od szkockiego czasownika „kilt” oznaczającego „owijać ubranie wokół ciała”.
No, ale skąd ten kilt?
Po raz pierwszy pojawia się w średniowieczu, choć niektórzy twierdzą, że o wiele wcześniej. Pierwsze obrazy przedstawiające kilty pochodzą z XVI wieku. Na początku była to kilkumetrowa wełniana materia, której dolna część zakrywała te strategiczne części ciała i górną część nóg, a góra mogła być noszona jako płaszcz, a nawet kaptur na głowę. Jak ktoś chce zobaczyć, jak to wyglądało, niech obejrzy filmy, „Rob Roy” czy „Braveheart”. Kilty prezentują tam Mel Gibson i Liam Neeson. Ten dziś znany kilt pojawia się na przełomie XVII i XVIII wieku.
Od XVII wieku każdy poważny Szkot portretował się w rodowym kilcie. W XVIII wieku rozsławił go Bonnie Prince Charlie, czyli książę Karol Edward Stuart, pretendent do brytyjskiego tronu, któremu jednak niedane było na nim zasiąść.
Od tego czasu kilt to jeden z symboli Szkocji. Prawdziwy Szkot ma kilt szyty na miarę i nosi go jako część odświętnego stroju. Nadeszły jednak takie czasy, że teraz kilty, lub coś na kształt kiltu, noszą też kobiety. Bywa że podczas uroczystych wydarzeń to panie częściej ubrane są w spodnie, a panowie obowiązkowo w kilty. Najbardziej szkoccy Szkoci potrafią chodzić w kiltach na co dzień przez cały rok, nawet wyprowadzając psa na spacer czy na zakupy do sklepu.
Kilts, pipes and drums
W kiltach chodzą szkoccy żołnierze, politycy, artyści, sportowcy i wszyscy, którzy czują w duszy Szkocję. Najwięcej kiltów w jednym miejscu można zobaczyć na wojskowych paradach, a świętem kiltu jest The Royal Edinburgh Military Tattoo, coroczna seria parad odbywających się na edynburskim zamku. Każdy powinien to zobaczyć. Kilts, pipes and drums, czyli kilty, dudy i bębny z werblami na ogromnym zamkowym placu otoczonym trybunami. Na tych trybunach siedzi kilka tysięcy widzów. Do tego pokaz świateł i fajerwerków na koniec. Wszystko to robi niesamowite wrażenie.
I jeszcze jedna ważna sprawa: nie ma ustalonych zasad, z którego tartanu można nosić kilt? Najważniejsze jest to, aby czuć się dumnym z jego noszenia. Nikt za założenie kiltu z tartanu przynależnego do konkretnego klanu nie będzie nikogo ścigał. Tak więc kilty można nosić swobodnie, co oznacza także bez bielizny. I tu dochodzimy do najważniejszego z pytań:
Co Szkot nosi pod kiltem?
Jednych Szkotów to wciąż bawi, ale znam takich, których to pytanie denerwuje. Bo odpowiedź nie jest jednoznaczna, choć z drugiej strony prosta. Każdy Szkot nosi pod kiltem (mniej więcej!) to samo, a czy jest to opakowane w bieliznę, to już inna sprawa.
Nikt Szkotowi nie narzuca czy, a jeśli już, to co ma nosić pod swoim kiltem. Jedni zakładają zwykłe majtki, a często są to bokserki. Są i tacy, którzy pod kiltami lubią czuć luz. Do tej drugiej kategorii zalicza się sporo szkockich żołnierzy. Jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej w niektórych szkockich pułkach przeprowadzano specjalne inspekcje umundurowania. Starsi oficerowie wyposażeni w lusterka zaglądali żołnierzom pod kilty. Każdy, kto miał na sobie kalesony, był odsyłany i musiał je ściągać.
Może dlatego, gdy idą szkoccy gwardziści, a dodatkowo mocno wieje, na ulicach szkockich miast ustawiają się tłumy. Wielu czeka na silniejszy powiew, a wtedy… Wtedy może wydarzyć się to, co obiegło światowe serwisy informacyjne 29 czerwca 1997 roku. Tego dnia Wielka Brytania po ponad 150 latach obecności oddawała Chinom swoją kolonię — Hong Kong. Na uroczystość specjalnie poleciał ówczesny książę Walii Karol. Towarzyszyli mu żołnierze z Black Watch, wchodzący w skład Królewskiego Regimentu Szkocji. Nadeszła chwila ściągnięcia brytyjskich flag. Przed jednym z pomników zgromadził się ogromny tłum ludzi z wycelowanymi w Szkotów telefonami i kamerami. Żołnierze stali tyłem do tłumu. Jeden z nich właśnie przesuwał sznury na maszcie, flaga sprawnie schodziła w dół i dokładnie w tym samym momencie nagły powiew wiatru uniósł kilt gwardzisty w górę. I wtedy wszyscy zobaczyli „prawdziwego Szkota” i jego różowe uda, a nad nimi pulchne pośladki. Tak spektakularnie Zjednoczone Królestwo pożegnało się ze swoją kolonialną przeszłością.
Aż taki szkocki...
Mój pierwszy cèilidh skończył się około północy. Wracałem edynburskim Old Town, aby na Waterloo Place wskoczyć do autobusu. Do przystanku był spory kawałek. Wiało jak cholera. Do tego było potwornie zimno. A ja w kilcie i tych skórzanych bucikach. Na Royal Mile, czyli głównej ulicy Starego Miasta, nie było nawet czuć, że wieje aż tak mocno. Po drodze mijałem rozbawionych przechodniów i roześmiane grupki stojące przed pubami. Wiele dziewczyn w letnich powiewnych sukienkach. W Szkocji to nic nadzwyczajnego. Tu ludzie nawet przy mrozie potrafią wyjść z domu w samym T-shircie, szortach i klapkach. Zahartowani od dzieciaka, ale ja?! Ja włożyłem tego dnia zimową kurtkę. Tylko ten kilt…
Na North Bridge poczułem, że wieje nie na żarty. Pod kiltem poczułem strumień mroźnego powietrza. Właśnie ten strumień porwał fałdy mojego kiltu na wysokość łokci. Paniczne próby nakazania kiltowi powrót na właściwe miejsce okazały się daremne. Co chwyciłem z przodu, to tyły fruwały po plecach. Mijającemu mnie tłumowi przechodniów ukazały się w całej okazałości moje… szorty. Nie, nie! Aż taki szkocki to ja nie jestem. Może jak pomieszkam tu jeszcze trochę, to... Ale to raczej latem. Przy bezwietrznej pogodzie.